Przemyślenia o zdradzie w związku

Obserwując z boku innych ludzi, zaczęłam jakiś czas temu zastanawiać się nad zdradą. Nad tym, co popycha ludzi w związkach, w ramiona innych ludzi. A odpowiedzi jest na pewno kilka. Znudzenie, brak zrozumienia, uzależnienie od adrenaliny, przecież ten dreszczyk emocji jest niepowtarzalny. Po jakimś czasie chciałoby się znowu tego odkrywania, podniecenia, odgrywania przed sobą ról. No nie oszukujmy się, zawsze na początku, jakoś podświadomie, jesteśmy takimi małymi aktorami, uwodzicielami. Potem, gdy pierwsza faza zakochania mija, mamy, co chieliśmy, nie musimy już tak czarować, a i chęci ku temu coraz mniej… Nastaje szara, smutna rzeczywistość. Halo? Ale czy to nie nasza wina? O tym, jak pielęgnować związek pisałam już kilka razy, nic nie dzieję się bez przyczyny. A patrząc na znajomych, dalszych, bliższych, słuchając czyichś opowieści, dochodzę do wniosku, do którego i przede mną doszło wielu ludzi: chcemy za dużo brać, a za mało dawać. Zawsze znajdziemy usprawiedliwienie, naszego niezadowolenia drugim człowiekiem i na pewno nie jesteśmy nim my! Niestety… Za mało w nas pokory, ciągle wydaje nam się, że zasługujemy na coś więcej, nie dając z siebie zbyt wiele i tak zataczamy błędne koło…

Od razu dodam, sama święta nie byłam i swoje za uszami mam. Ale miałam granice, poza które nigdy nie wyszłam. Tłumaczenia były różne, to tylko flirt, a faceta, z którym jestem nie kocham, pocałunek to nie zdrada. A prawda jest taka, że byłam zwykłą, niezdecydowaną gówniarą. Fakt, byłam wtedy dużo młodsza i uboższa o pewne doświadczenia. Ale mimo tych węwnętrznych usprawiedliwień, wiedziałam, że zrobiłam źle i że nie chcę iść tą drogą. Szacunek. To jedno słowo dużo wyjaśnia. Szacunek do siebie i drugiego człowieka. Znam przykłady patologicznych zdrajców, niestety… Takich, którzy uważali, że dopóki nikt nie wie o skokach w bok, to ich przecież nie ma! A nawet jeśli to drugie się dowiedziało, prowadząc prywatne śledztwo, czy też dzięki „życzliwym” znajomym, to tylko i wyłącznie jego wina, bo się dowiedziało… Znam też taki przypadek, gdzie jedno z małżonków od wielu lat prowadzi podwójne życie. Siebie oczywiście usprawiedliwia, doszukując się w drugiej połówce wszystkiego, co pchnęło do romansu. Jeśli ciągnie nas do kogoś, a ten ktoś nie jest osobą, przy której codziennie zasypiamy i budzimy się, to zły znak. Na pewno nie ten, by zaryzykować i dać ponieść się chwili… Różne są historie, niektóre uczą, są porządną lekcją, inne wydają się taką, ale tylko na chwilę, do następnej… chwili uniesienia.

Dlaczego ludziom łatwiej zdradzać, niż zwrócić wolność zdradzanemu partnerowi? Bo jest wygodniej? Bo kredyty i inne sprawy? Jeśli tak, to przykre (mało powiedziane). Obserwując tak tych ludzi, przekładam to czasem na naszą rodzinę i zawsze, zawsze wychodzi mi jedno. Poza tym, że nie mogłabym spojrzeć na siebie w lustrze, nie mogłabym też przede wszystkim spojrzeć w oczy mojemu dziecku. Zdradzając męża, czułabym się tak, jakbym zdradziła to małe, niczego nieświadome dziecko. Bo to jego rodzina, która daje mu poczucie bezpieczeństwa.

Wiem, że ludzie się rozstają, sama co noc myślę o tym, że nic nie jest dane na zawsze, dlatego trzeba to doceniać. Ale nie wyobrażam sobie tego, że mój facet kładzie się obok mnie zmęczony, bo pracował ciężko, byśmy mieli co jeść, gdzie spać itd, a ja używałam życia gdzie indziej. „Bo się nie wyszalałam, bo zrobił mi dziecko, gdy byłam małolatą, wiedział o co chodzi, mógł nas bardziej pilnować; bo jestem znudzona samotnym siedzeniem w domu, bo mam za dobrze i szukam wrażeń”. Nie ważne, żadne wytłumaczenie nie jest dobre, by zrobić, przynajmniej teoretycznie, najbliższej osobie to, czego sami byśmy nie chcieli… Niestety tak było, jest i będzie, ale nie zrozumiem tego. Tak jak i tego, że ludzie ryzykują tak wiele, dla kilku chwil…? No właśnie, czego? A gdy patrzę na Polę, ogarnia mnie jeszcze większe niezrozumienie. Nie uważam, że bycie rodzicem, to już pełna asceza do końca życia. Każdy ma prawo do szczęścia i gdybyśmy się krzywdzili, czy byli obok siebie, dalibyśmy sobie (tak myślę) prawo do szczęścia gdzie indziej, czy w pojedynkę, ale tak po ludzku, a nie od dupy strony…

Dodaj komentarz