Uwielbiam kakao, ale niestety od kiedy zostało mi zakazane toczę wieczną wojnę zjeść czy nie zjeść… Poszłam szybko po rozum do głowy i zaczęłam szukać zamiennika żeby wyjść z tej bitwy cało. Tęsknota za czekoladą była bardzo wielka dopóki nie odkryłam karobu. Z początku nie byłam zbytnio nim zachwycona, bo oczekiwałam tego samego smaku co ma kakao. I tu właśnie był błąd, powinnam nie nastawiać się na ten sam smak, ale nieco zbliżony.
Zrobiłam następne podejście, oj tak szaleje za karobem. Masło karobowe którym smaruję naleśniki, racuchy i stostowane pieczywo jest o niebo lepsze od tradycyjnego masła czekoladowego. Chociaż są zdania podzielone, ja jednak będę upierać się przy swoim, ze karob bije na głowę kakao. Chyba, że chodzi o czekoladę no to z przykrością stwierdzam, że jednak ta z kakaa wygrywa. Tym razem przygotowałam dla Was ciasteczka karobowe z fasoli i z orzechami. Są idealne na dzień zakochanych.
Jeśli nie lubicie karobu użyjcie kakao.
1 szklanka czarnej fasoli ugotowanej lub z puszki
2 łyżki masła orzechowego
2 łyżki oliwy
2 łyżki mleka migdałowego
50 gram cukru palmowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia bezglutenowego
3/4 łyżeczki soli
4-5 łyżek karobu
1 łyżka mąki ryżowej
garść orzechów laskowych
1 łyżka miodu
szczypta soli
Fasolę, masło orzechowe, oliwę i mleko razem zblendować na gładką masę. Suche składniki wymieszać w misce i dodać do mokrej masy. Dokładnie wymieszać. Piekarnik nastawić na 180 stopni. Blachę wyłożyć papierem, masę wykładać łyżką i formować ciasteczka. Małą patelnie rozgrzać, wrzucić orzechy i uprażyć. W połowie prażenia orzechy będą złuszczać się z ciemnej skórki. Wysypać na blat i palcami pocierać aż skora się skruszy. Nie przejmujcie się jeśli zostanie jeszcze coś na orzechu. Spowrotem wrzucić je na patelnie i prażyć. Pod koniec dodać szczyptę soli oraz miód cały czas mieszając. Po niecałej minucie zdjąć i ostudzić orzechy tak aby bez problemu wyłożyć je na ciastka. Lekko powciskać je w ciasteczka. Piec przez 20 min. Ostudzić na kratce.
Wszędzie miłość, same serduszka przewijają się przez połowę lutego. Zaraz jak zaczyna się ten miłosny miesiąc, zaczyna się główkowanie czym obdarować ukochaną osobę w dzień Świętego Walentego. W końcu to patron zakochanych, wiec wypada obdarować nasz obiekt westchnień. Mam jedną zasadę, która naprawdę się sprawdza ,,Zasada na przemian” czyli raz coś pożytecznego a raz coś pazernego lub totalnie niepotrzebnego no ale dobra chciał to niech ma. Tym razem trafiło na coś pożytecznego. Uwielbiam robić niespodzianki i organizować wszelkie przyjęcia, każda okazja kiedy mogę się wykazać jest dla mnie jak lampka dobrego wina. A uwielbiam dobre wino.
Czyli coś pożytecznego hmmmm ? Ile spędzacie czasu w łóżku ? Sporo prawda? Ja staram się 8 godzin dziennie, no chyba ze przypada niedziela to mogłabym okupować łóżko cały dzień. No właśnie uwielbiamy leniuchować z ukochaną osobą, oglądać filmy, leczyć kaca. Dlatego kiedy zobaczyłam tę poduszkę od razu wiedziałam, że to dobry pomysł.
Dopasowuje się do ciała pod wpływem ciepła. Już nie mogę się doczekać pierwszej nocy na niej. To chyba oczywiste że kupiłam dwie. Kłapouchy zawsze marudzi że w sypialni mamy za dużo poduszek, wszędzie poduszki tylko mruczy pod nosem. Ale z tej naprawdę się ucieszył.