Kłamstwa jakim karmi nas Instagram

Prawdziwe życie vs Instagram?
Często boimy się zmian w naszym życiu, bo spodziewamy się, że po prostu nas przerosną. Wywrócą naszą codzienność do góry nogami. Zupełnie bez potrzeby, bo… zmiany w życiu są potrzebne. Naprawdę. Gdyby wszystko było ciągle takie samo, poukładane, to bylibyśmy szczęśliwsi? Zapewne nie.
Cała tajemnica tkwi w szczegółach. Zatem, czy prawdziwe życie musi być nudne i nijakie? Jeśli coś nam nie pasuje, marzymy o wielkich rzeczach, albo wciąż tkwimy w nieudanej relacji to oznacza, że tak już musi być zawsze? OCZYWIŚCIE, ŻE NIE!

Dobra, dobra, ale zacznijmy od początku. Jak wygląda nasze życie w dzisiejszych czasach? Obserwujemy idealny świat Basi, Kasi i Tomka w mediach społecznościowych. Złote kubeczki, gorąca czekolada z piankami, nowiuteńki mięciusi kocyk z merynosa i ot, zupełnym przypadkiem pasujące do całości cieplutkie skarpetki. Wszystko sponsorowane, wszystko otrzymane w darach losu i obgadane przed dodaniem na Insta z pracownikiem agencji influencerskiej. ZDJĘCIE, urywek codzienności, którym MY chcemy się inspirować i do którego aspirujemy, to w rzeczywistości wyreżyserowany element pracy kilku osób.

To samo dzieje się w kwestii fotek zakochanych par. Gorące pocałunki na tle wieży Eiffla, trzymanie się za ręce w blasku wschodzącego słońca i wielkie bukiety róż, wręczane swojej drugiej połówce bez okazji. To są chwile, momenty. Zwykłe życie nawet u takich osób tak nie wygląda. NIE MA PO PROSTU NA TO SZANS. TAKIE NIE JEST PRAWDZIWE ŻYCIE.

Jeśli ktoś jest prawdziwym człowiekiem z krwi i kości, to choćby miał cierpliwość słonia – nie ma opcji, że stworzy NA LATA związek, w którym codziennie, bezustannie będzie spijał sobie ze swą drugą połową Prosecco z dzióbków. NO NIE. Tak się nie da. Ja jestem typem, który nie lubi się kłócić. Jestem mega ugodowa, spokojna, cierpliwa, ale… nawet mi się kiedyś kończy cierpliwość i ni z tego ni z owego patrzę na mojego G. i zaczynam się drzeć. Niemiłosiernie. Jakby mnie ze skóry obdzierali, jakbym pierwszy raz z siebie wydała krzyk wkurzenia i rozpaczy, choć on tak naprawdę nie zrobił nic wielkiego. Ot, ciąg denerwujących zdarzeń i miarka się przebrała. Każdy tak ma, to normalne!

Słyszę często od ludzi, którzy kompletnie nas nie znają „Wy to macie doskonałe życie, też bym tak chciał/chciała”. W takich sytuacjach do głowy przychodzą mi dwie myśli. Pierwsza – to miej, kto Ci broni? Marzysz o psie/dziecku/miłości, to weź sprawy w swoje ręce i zrób wszystko, co możesz, żeby się udało. Daj losowi szansę. Pomóż sobie. Podejmij decyzję, wyjdź z domu, zrób pierwszy krok. Druga myśl jest już zupełnie inna. Zastanawiam się wtedy, skąd takie podejście? Przecież wiedzą o nas tyle, co widzą na Instagramie/blogu. Nie mają pojęcia, czy to nasze życie jest rzeczywiście takie różowe. Nie wiedzą, że między jednym, a drugim zdjęciem w mediach społecznościowych przeżyliśmy naprawdę wiele – problemy zdrowotne, rodzinne, sądowe, zawodowe, rodzicielskie, związkowe. W ciągu tych 72 h od dodania ostatniego zdjęcia 3 razy zawalił nam się świat i mozolnie, od nowa próbowaliśmy go poskładać w nowej rzeczywistości. Tego po prostu NIE WIDAĆ, ale tak jest.

My, jako społeczeństwo mamy tendencję do zazdroszczenia i gdybalstwa. Ach, gdybym miała milion/długie włosy/szczupły brzuch/lepszą pracę/więcej możliwości, to mogłabym zbawić świat i osiągnąć oszałamiający sukces! A guzik z pętelką! Nic by to nie zmieniło. Mówię to na własnym przykładzie. Kiedyś myślałam sobie „oooo, jak będę zarabiać X kasy miesięcznie, to będę szczęśliwa”. Potem „a nie nie, jak będę miała YZ, to będę szczęśliwa”. „Aaaaa to jednak nie to, chodziło mi o to, że jak będę pracowała z ABC to będę szczęśliwa!”. I co? To szczęście wciąż nie nadchodziło. Wciąż to nie było to. Osiągając kolejny próg, jaki sobie wyznaczyłam, byłam jeszcze bardziej sfrustrowana. Bo przecież na to czekałam i co teraz?!

Chcąc to zmienić, po prostu dużo nad sobą pracuję. Przestałam wmawiać sobie, że inni mają lepiej. Takie jest to prawdziwe życie, nie to instagramowe. Korzystam z szans, jakie daje mi los i wyciskam z nich maksimum tego, co potrafię. Sama mam gorsze chwile, ale wtedy… wylogowuję się z sieci i wracam do rzeczywistości. Patrzenie na wyidealizowany obraz życia na cudzych zdjęciach kompletnie mi w tym nie pomaga.

Zweryfikowałam też konta, które obserwuję. Teraz stawiam na to, żeby po prostu LUBIĆ kogoś, kogo śledzę na Instagramie. Nie przekonują mnie już ustawiane fotki, przerobione przez 15 programów graficznych. Cenię sobie szczerość i naturalność, czego nie mylcie po prostu z BRZYDOTĄ. Może być ładnie, może być naturalnie, nawet z wykorzystaniem filtrów… Wystarczy po prostu spojrzeć na to z boku i pokazywać w sieci to, co dzieje się naprawdę! Uchwycić moment. Prawdziwy. Może być przekoloryzowany, turbo szczęśliwy, ale taki, który faktycznie miał miejsce. To widać, słychać i… czuć.

Dodaj komentarz