Potocznie mówi się, że człowiek instynktownie szuka bezpiecznego, stałego lądu dla swej egzystencji. Ten przysłowiowy, stały ląd, to emanacja naszego pragnienia stabilności, które nieustannie próbujemy zaspokoić. Jest to miejsce, gdzie odnajdujemy swoje poczucie bezpieczeństwa. Szukamy go od zawsze i chcemy je mieć na zawsze.
Poszukujemy stałych elementów w naszym życiu, a nie przywiązujemy wagi do tych, co mogą się zmieniać. Uznajemy, że ważne jest dla nas to, co jest stałe, a to, co ma przeciwstawne właściwości, jest nie warte naszej uwagi. Pragnienie zdobycia tego cudownego, acz utopijnego lądu wynika z błędnego przekonania, że kiedyś ktoś stworzył coś z niczego. Gmach, który został na tej idei zbudowany olśniewa, jego wielkość powala, zamaszystość wywołuje poczucie małości. Fasada niezła, lecz fundament kiepski. Ilość założeń, jaką mieści ta idea, powala na kolana. Wiedza pewna to taka, której podważyć się nie da, a myśl ta nie tylko niczego nie wyjaśnia, lecz jest przyczyną kolejnych pytań. Kto stworzył i dlaczego musiał to zrobić? Jak istnieje nicość skoro to stan, którego przecież nie ma? Zgodność z tą tezą wymusza akceptację założeń i z racji tego dostęp do świata zdefiniowanego przez te założenia nie jest wszystkim przeznaczony – widać, wstępna selekcja występowała już w czasach historycznych.
Szukając naszej ostoi, każdy z nas zwraca się do tego, co pierwotne, co powinno stanowić źródło naszej siły. W procesie poszukiwania istotne jest założenie, że to, co stałe powinno być niezmienne, a to, co zmienne nie powinno mieć elementów stałych. Jest to powszechnie akceptowana oczywistość. Czy aby na pewno? Aby jakakolwiek elementarna i stała cząstka naszej rzeczywistości mogłaby być niezmienna, musiałaby mieć właściwości wywodzące się z własnej istoty, które byłyby tylko zależne od niej samej i niezależne od wszystkiego innego. Tylko taki stan gwarantowałby konieczną stabilność. Niestety stan ten rodzi pewne komplikacje, ponieważ odizolowana elementarna cząstka nie może być cząstką reprezentującą źródło wszechrzeczy.
Poszukując jej w nas lub poza nami zatracamy poczucie granic, określających nasze jai stosunek do świata zewnętrznego. Odkrywana, domniemana elementarna struktura świata swoje właściwości musi opierać na relacjach względnych, wynikających z otaczającej ją rzeczywistości, ponieważ każdy rodzaj wiedzy wywodzi się i opiera się na początkowych założeniach. Tworzą one domniemaną strukturę, choć żadne z nich nie może oprzeć się zmianie, więc to, co wydaje się nam stałe, takie nie jest, a ruch jest elementarnym składnikiem naszego doświadczenia. W samym zaś procesie zmienności nie widzimy niczego, co przykułoby naszą uwagę. Tymczasem, czy różnica, czyli coś, co wydaje się nam względne i zmienne, może się w jakikolwiek sposób zmienić? Zmieniając cokolwiek, zmieniamy istotę rzeczy, a byt, który po brzegi wypełniony jest ruchem, nie może zmienić swej istoty, bo musiałaby wyjść poza samego siebie. Rodzi to sprzeczność, której nie sposób przejść dalej.
Różnica nie może i nie musi mieć formy, aby istnieć, a my wiedzy, aby ją poznać i jej doświadczać. Jest zawsze tożsama sama z sobą, ponieważ jest zmianą niepodległą niczemu innemu. Jej permanentna tożsamość wynika z braku jakiejkolwiek formy, bo tej nie można wywieźć z jej istoty. Nigdy nie będzie określona, zawężona do granic, bo nie mogłaby być różnicą zawsze różną od siebie i tym samym zawsze tożsamą samą z sobą w swej istocie, a tylko różnicą czegoś, jako wartość względna, zależna od czegoś innego. Zewnątrz niej nie istnieje i zawiera w sobie możliwość wszystkiego.
Różnicę będącą niezbędnym elementem naszego doświadczenia możemy uznać za koniecznie pewną w swej istocie. Wszystko inne podlega zmianie.