Wyszstko o tequili czego mogłeś nie wiedzieć

Tequila – napój meksykańskich Indian oraz hiszpańskich konkwistadorów. Myślisz tequlia, mówisz Meksyk. A jeśli nie to najwyższa pora, żebyś zaczął.

Tequila to wypadkowa dwóch kultur – indiańskiej oraz hiszpańskiej. Przynajmniej jak na mój rozum. Jak powszechnie wiadomo kilka wieków temu dzisiejsze rejony Meksyku były zamieszkiwane przez Indian. Podobnie jak obie Ameryki. Później wielkie narody europejskie wybrały się na podbój świata i Hiszpanie skolonizowali oprócz połowy Ameryki Południowej całą Amerykę Łacińską, w tym Meksyk.

Kiedy przybyli na obcą ziemię zostali po przyjacielsku poczęstowani przez Indian sfermentowanym sokiem z agawy. Nie do końca jednak wszystko zagrało między nowymi kolegami, bo później Hiszpanie wybili tych samych Indian w pień.

Być może z zazdrości o niebieską agawę, a być może chcieli wtedy zagarnąć cały świat dla siebie. Nie wiem. Z historii byłem słaby, ale prawdopodobne jest jedno i drugie.

Hiszpanom jednak bardzo przypadł do gustu nowy napitek. Był dla nich jednak za słaby, bo zawierał tylko kilka % alkoholu. Ale całkiem przypadkiem okazało się, że jeden z los muchachos przywlukł za sobą alembik i tym magicznym sposobem zaczęto destylować sok z niebieskiej agawy. (Ja to mam wyobraźnię, c’nie?)

Tequila w świetle prawa

W świetle prawa tequila jest wódką smakową robioną z sfermentowanego soku z niebieskiej agawy, a dokładnie z jej pnia. Dla wielu z Was agawa będzie przypominać wyrośnięty kaktus i wcale się Wam nie dziwię, bo mi przypomina dokładnie to samo. Ale biolodzy mówią, że nic bardziej mylnego, bo to podobno dwie różne bajki.

Tequile robi się w Meksyku i jest tylko kilka regionów, w których można ją produkować. Najbardziej znanym jest Jalisco, którego to stolicą jest Guadalajara, a od której to 40 km na zachód mieści się miasto o nazwie Tequila.

Nie do końca wiadomo czy najpierw było miasto, czy najpierw był alkohol. Ale jedno z drugim układa się w całość i pozwala domniemywać, że tam to wszystko się zaczęło.

Swoją popularność tequila zawdzięcza poniekąd swojemu sąsiadowi z północy, czyli Stanom Zjednoczonym Ameryki USA. Wprowadził on w latach ’20 poprzedniego wieku zakaz produkcji oraz sprzedaży jakiegokolwiek alkoholu. Już wspominałem o tym kilka razy, że Amerykańce zaczęli wtedy kombinować na własną rękę. Chętnie przyjmowali w swoje progi gorzałę pochądzącą zza drugiego brzegu rzeki Rio Grande.

Kilkanaście lat później wybuchła II Wojna Światowa, ceny alkoholi za oceanem znowu poszybowały w górę i tequlia znowu była porządanym trunkiem, bo dużo łatwiej dostępnym no i tańszym.

W 1974 r. rząd meksykański zastrzegł nazwę tequila. Od tego momentu tequile można robić tylko tam i wszyscy producenci muszą stosować się do ściśle wytyczonych reguł.

Jak się ją robi

Produkcja tequili to kilka etapów. Pierwszym z nich śmiało można nazwać sadzenie agawy – z czegoś tą tequilę w końcu trzeba zrobić, prawda? Później trzeba poświęcić kilka lat – 6, 7, 8, a czasem i 12 lub więcej, na jej dojrzewanie. Dojrzała agawa może warzyć od kiludziesięciu do nawet ponad 100 kg, czyli to już taki zdrowy prosiak.

Po upływie tych lat gotowej agawie do późniejszej obróbki obcina się liście tak jak na zdjęciu powyżej. Warto dodać, że wszystko odbywa się tu ręcznie bez jakiś specjalnie zaawansowanych technlogii.

Po obcięciu liści zostaje samo serce agawy, czyli z hiszp. corazon albo pina (tak, takie samo pina jak w pina colada). Takie serce poddaje się obróbce termicznej – wsadza się do pieca i piecze przez kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin.

W wysokiej temperaturze serce agawy mięknie co z kolei znacznie ułatwia wyciśnięcie z niej soku. Jak już mamy sok to możemy go poddać procesowi fermentacji, a później destylacji. Oba procesy opisałem we wpisie o wódce, także ciekawskich odsyłam do poprzednich wpisów.

W momencie kiedy pierwsza kropla alkoholu wypadnie z naszego alembika, kolumny destylacyjnej lub co tam mamy to taki produkt możemy już śmiało nazwać tequilą. Voila!

Z grubsza tequile możemy podzielić na 2 kategorie: mixto i 100% blue agave.

Ta pierwsza musi zawierać co najmniej 50% destylatu z niebieskiej agawy, a reszta może być mieszanką uzyskaną np. z kukurydzy albo zboża. Ta druga, jak łatwo się domyśleć, musi być wyprodukowana w 100% z niebieskiej agawy.

Jest to o tyle ważne, że jeśli bierzecie butelkę tequili do ręki i macie na niej napis 100% blue agawe to oprócz informacji o składzie dostajecie wiadomość dodatkową, pt. „Zostałam w 100% wyprodukowana, od początku do samego końca, przez tego samego Meksykańca, który to najpierw mnie posadził, a póżniej przerobił i na końcu zamknął do butelki.”

Za nim jednak tequilę przeleje się do butelki można z nią zrobić kilka rzeczy. Wszystko zależy od tego co chcemy uzyskać i komu sprzedać nasz wyrób. Jedni nazwą to tradycją, inni strategią, a trzeci marketingiem.

Niezależnie od tego na etykiecie znaleźć można różne oznaczenia, których znaczenie będzie sugerowało napewno inne walory smakowe i warto je poznać. Oto co możecie znaleźć na butelkach i co to oznacza:

– silver, plata, blanco to tequila, która zaraz po destylacji została zamknięta do butelki i wysłana w świat,

– oro, gold, joven to tequila niestarzona, a swój słomkowo-złocisty kolor zawdzięcza dodatku karmelu,

– reposado to tequila leżakowana w dębowych beczkach 2-12 miesięcy,

– anejo – leżakowana 1-3 lat w beczce,

– extra anejo – leżakowana powyżej 3 lat.

Mezcal

Przy temacie tequili nie można nie wspomnieć o mezcalu, który również jest wyrabiany z agawy, ale już niekoniecznie niebieskiej, co odróżnia go od tequili.

Poza wszystkimi różnicami prawnymi między jednym, a drugim najważniejszą sprawą jest inny jego aromat i smak. Tym co wyróżnia mezcal jest dymny zapach podobny do szkockich whisky pochodzących z wyspy Islay.

Dodatkową ciekawostką zachęcającą Gringos do próbowania mezcalu może być dodawanie przez producentów do środka butelki gusano del maguey, czyli larw robaków. Jednych to zachęci i zaciekawi, innych odrzuci i obiad podejdzie pod gardło.

Do samego trunku nie wiele to wnosi i trzeba to raczej traktować w charakterze zagrywki marketingowej. Próbowałem kilku wersji z larwą, ze skorpionem i nic. Czysta gorzała. Zero mięsa w smaku.

Jak pić

Tequilę można pić na shoty, w koktajlach lub solo – wszystko zależy od tego, po którą sięgniemy i jaki efekt chcemy osiągnąć. Wersje extra anejo spokojnie można próbować w szklance z 1 kostką lodu lub w ogóle bez niczego. Najpopularniejszym koktajlem z tequilą jest margarita.

Jeśli chodzi o ten pierwszy sposób konsumpcji to mam z nim pewien problem. Otóż picie alkoholu na kieliszki nie prowadzi do niczego innego jak upicia się. A to z kolei nie ma wiele wspólnego z piciem ze smakiem i z głową, dlatego go nie polecam.

Idąc za moją myślą przewodnią, że alkohol pije się dla przyjemności, a nie dla podwyższenia jego stężenia we krwi, jestem w stanie uznać picie tequili na shoty, ale bez asysty soli i limonki, które to cały jej smak zmieniają i zasłaniają.

No bo jeśli pijesz dobrą tequile to po co to zagryzać i zabijać jej smak? Lepiej się tym smakiem podelektować. A jeśli musisz zagryźć, bo inaczej pali w gardło tak, że chcesz zdechnąć to lepiej sobie odpuścić, bo co to za przyjemność?

Oczywiście niechaj pierwszy rzuci kamień kto nigdy nie walnął shota tequli tylko po to, żeby zaszumiało w głowie. Ale dużo ciekawszym sposobem konsumpcji wydaje mi się połączenie jej z innymi składnikami w jakimś fikuśnym koktajlu typu Tommy’s Margarita – słodko, kwaśno, orzeźwiająco i nieskomplikowanie.

I tak też polecam zabierać się za tequilę – do koktajlu każda jedna, a extra anejo raczej solo. No chyba, że preferujecie konsumpcję w innych celach niż doznania smakowe to walcie jak leci.

I dajcie znać jaką lubicie tequile i jak ją pijecie. Chętnie poznam Wasze upodobania.

Dodaj komentarz