Napisaliście do mnie: Od jakiegoś czasu zacząłem udzielać korepetycji z matematyki dziewczynie, która chodzi do liceum. Zawsze, gdy rozpoczynamy lekcję na początek tłumaczę jej trochę teorii do danego zagadnienia, a potem przechodzimy do liczenia zadań. Często zdarza się tak, że wyjaśniam jej jakieś pojęcia, które wydają się dla mnie proste. Patrzę w tym momencie na nią i próbuję określić czy aby na pewno widać po niej, że rozumie. Jeżeli widzę, że przerzuca oczami, marszczy czoło lub robi głupie miny wtedy powtarzam i próbuję wyjaśnić to na jakimś przykładzie.
Do czego może doprowadzić częste „spoglądanie jej w oczy”?
W życiu bywa bardzo różnie. Z takiego spoglądania w oczy powstała z pewnością już niejedna udana para. Więc co z tego wyniknie, pewności nigdy nie ma.
W opisanej sytuacji zwróciła moją uwagę inna kwestia, całkiem kluczowa z punktu widzenia skutecznej komunikacji. Otóż chłopak, który udzielał korepetycji zakładał z góry, że osoba której tłumaczy jakąś kwestię, może jej nie zrozumieć. Patrzył na nią szukając potwierdzenia, że sprawa jest jasna i dopiero wtedy mówił dalej albo wracał do omówionego już zagadnienia, tłumaczył je ponownie, być może w inny sposób.
Czy jestem wystarczająco dobrze rozumiany? Czy wszystko jasne?
Wychodząc już poza przykład korepetycji z matematyki, warto odnotować ogromne i powszechnie niedoceniane zalety komunikacji opartej na pytaniach: Czy wyraziłem się dość jasno? Czy to co powiedziałem jest zrozumiałe? Czy są jakieś pytania?
Temu, komu wydaje się, że jest to całkiem naturalne podejście w komunikacji wyjaśnię, że dużo częściej zdarza mi się widzieć (słyszeć) ludzi, którzy z góry zakładają, że są dobrze rozumiani, bo oni przecież świetnie mówią i super tłumaczą. Stąd już tylko krok do naturalnego wniosku, że ci co ich nie rozumieją, to po prostu durnie albo ewentualnie akurat ich nie słuchali. Widać wtedy, że np. osoba mówiąca robi wprawdzie przerwy, w których rzuca retorycznie do sali (albo do rozmówcy) „Jakieś pytania?” ale już po ułamku sekundy kontynuuje swój wywód tonem nie znoszącym sprzeciwu. Tymczasem rozmówcy wyczuwają natychmiast czy takie pytania zadawane są faktycznie czy tylko retorycznie. To nawet nie muszą być sensu stricto pytania (ani formalne odpowiedzi). Często wystarczy zawieszenie na chwilę głosu i pytające spojrzenie skierowane w stronę rozmówcy, a jego/jej mowa ciała mówi wtedy wszystko. Pozytywnym odzewem jest uśmiech aprobaty po stronie „adresata słów”, kontakt wzrokowy, czasem jakiś gest „potakiwania” – czyli to, co było opisane w przytoczonej na początku scence z korepetycji.
Dodam tylko, że gdy ktoś mówiąc coś widzi znaki bycia nierozumianym i reaguje mówiąc to samo głośniej albo ze zniecierpliwieniem to… popełnia klasyczny błąd wynikający z arogancji. W takich przypadkach rzadko tylko jest tak, że ktoś ciebie nie słyszy. Częściej, twój rozmówca nie wie o co ci chodzi albo nie rozumie twojego toku myślenia. A na to podniesiony głos (a tym bardziej krzyk) lub zniecierpliwiona mina i spojrzenie „z góry” z pewnością nie pomogą.
Powszechność sytuacji
Na zakończenie zwrócić warto uwagę na to, że opisany wyżej syndrom „skoro JA mówię, to KAŻDY oczywiście rozumie co JA mam na myśli, nawet jeśli tego nie dopowiem do końca” zdecydowanie nie dotyczy tylko trudnych kwestii matematycznych albo wykładów akademickich. Zwróćcie Państwo uwagę na te sytuacje, gdy jedna osoba mówi do drugiej „kup proszę gazetę, biały serek i chleb” zakładając, że samo przez się rozumiane jest: którą gazetę, jaki serek itd. Gdy ktoś rzuca na odchodnym „widzimy się za 15 minut przy wyjściu” i chyba jest oczywiste „przy którym wyjściu”, itd. itd. Błogie założenie „chyba jest oczywiste, co mam na myśli” bywa często wręcz gwarancją nieporozumienia.
Świetnym początkiem udanej komunikacji jest założenie, że druga strona może mnie NIE rozumieć.
Dobrze, jeśli osoba mówiąca szuka u rozmówcy znaków (werbalnych lub tylko gestów) potwierdzających rozumienie (i akceptowanie) kwestii, o których mowa.
Gdy druga strona nie rozumie cię, ostatnią rzeczą którą warto zrobić jest powtórzenie tej samej wypowiedzi głośniej lub ze złością.
Opisane podejście warto stosować nie tylko w sprawach skomplikowanych i trudnych, ale także w prostej codziennej komunikacji.